Na ten film czekało wielu. Nie tylko dlatego, że reżyserii podjął się sam Tim Burton (Sok z żuka, Gnijąca panna młoda), że obsada była bardzo obiecująca (Johnny Depp, Anne Hathaway), ale przede wszystkim dlatego, że był to najlepiej zareklamowany film ostatnimi czasy.
Intensywna promocja sprawiła, że wiele oczekiwaliśmy od tego dzieła, natomiast zachwytu nie było. Pierwszy minus – modne ostatnio 3D. Szczerze powiedziawszy, okulary były właściwie zbędne, co najwyżej trzy momenty akcji zrobiły na mnie wrażenie. Pozostałe efekty specjalne nie zasłużyły na pochwałę. Poza tym równie dobrze film można było zobaczyć bez okularów. Nauczka dla producentów, że nie zawsze to, co modne okazuje się dobre.
Pomimo to, coś w tym filmie zachwyca. Przepiękna kolorystyka tytułowej krainy czarów zapiera dech w piersiach. Przez moment można nawet pomyśleć, że to rzeczywiście czary. Doskonałym przykładem jest stworzenie intensywnie niebieskiego Absolema, a także doskonała charakteryzacja Szalonego Kapelusznika.
Zaskoczeniem okazała się sama fabuła. Trudno określić, jakiego rodzaju było to zaskoczenie. W każdym razie ta Alicja nie jest kolejną ekranizacją dobrze znanej nam bajki. To ciąg dalszy historii, która ma miejsce, gdy Alicja ponownie wpada do dziury. Nie wiadomo, czy to źle, czy dobrze. Wielu oburza się, ze względu na zmianę fabuły. Mnie osobiście nie zachęcała wizja oglądania kolejny raz tego samego, więc muszę przyznać, że odrobinę się ucieszyłam. Dzięki temu film wydaje się nieco ciekawszy.